niedziela, 22 kwietnia 2018

Lolita - recenzja książki (połowy)

Połowy, bo tylko tyle udało mi się przeczytać. Poczytuję ją wciąż, gdy mam napływy loliciej weny i myślę, że kiedyś na pewno ją skończę. Na razie mi dobrze tak, jak jest. Więc ocenię tylko pierwszą część tej książki, którą dotychczas udało mi się przeczytać. 

Posiadam cały niebieski egzemplarz, który miał na sobie kiedyś taką śmieszną okładkę papierową, ale ją ściągnęłam, bo mnie wkurzała. Powieść jest bardzo ładnie wydana, podoba mi się ta minimalizm, choć widać, że to jakaś seria była, bo jest dwójeczka na górze. Mnie to nie przeszkadza.

Chyba każdy kojarzy tą klasyczną opowieść, bardzo kontrowersyjną nie tylko w czasach, kiedy ją wydano lecz i dziś. Mężczyzna, który ma trzydzieści siedem lat, zakochuje się w dwunastolatce. Jako że ów młoda dama jest bezsprzeczną nimfetką, oboje odnajdują drogę ku sobie i wszelkie przeciwności losu zostają usunięte. Ich miłość sobie kwitnie, jednak w końcu się nieco psuje, bo słodka dziewczynka już nie chce robić brzydkich rzeczy ze starszym panem. No i potem jest już nudno, ona sobie ucieka z jakimś typem, główny bohater jej szuka i takie tam, bla, bla, bla. 

Humbert, Daddy tytułowej bohaterki, pała taką miłością do młodych kusicielek z powodu niespełnionej miłości, która nawet nie mogła się rozwinąć, a miejsce miała w czasach, gdy to on był całkiem normalnym jeszcze młodzieńcem. Jego ówczesna miłość umarła nieszczęśliwie na jakąś chorobę, a jego nieuleczone serce poszukiwało przez ten cały czas małej dziewczynki, która mogłaby je uleczyć.

Trafia na Lolitę całkowicie przypadkowo i od razu czuję więź, która ich połączyła. Dziewczyna wysyła mu niewinne sygnały, a on rozpływa się za każdym razem, gdy ich ubrania się stykają. Niestety na przeszkodzie w ich zabawie staje matka Lolity, która usilnie pragnie rozkochać w sobie Humberta i żeby to osiągnąć, wysyła Lolitę na obóz, z którego ma pojechać od razu do jakiejś tam szkoły zakonnej, fuj. 



Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jej matka przestaje być problemem, a szczęśliwy Humbercik pędzi po swoją małą księżniczkę do obozu. Zabiera ją stamtąd i wtedy oddają się namiętnej miłości. Uważam, że to dość fujka, że dwunastolatka (czy tam już wtedy trzynasto) uprawia seks z dużo star z kimkolwiek.

Jednak w ogólnym rozrachunku Humbert jest bardzo fajnym Daddy. Kupuje swojej małej różne rzeczy, podróżuje z nią samochodem przez cały kraj, co jest też trochę moim lolicim marzeniem - żeby rzucić wszystko na rok i wyjechać samochodem z Daddy nie wiadomo gdzie, po prostu przed siebie, i śpiewać piosenki, i mieć stopy na szybie. 


Humbert jest słodki, przynajmniej w tej części, którą czytałam (bo według filmu potem jest już głupi), więc u mnie ma dużo punktów. Nie zapominajmy, że to jest taki klasyk, prekursor rzec by można całego DDlg. Chyba. Także ja polecam, ten Daddy ma 8 na 10, bo potem ją bzykał za hajsik, a to jest głupie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz